Jest 54 minuta meczu z Widzewem Łódź. Przed chwilą Marek Zieńczuk wykorzystał rzut karny i "Niebiescy" walczą o trzeciego gola. Maciej Jankowski mija obrońcę, przedziera się lewą stroną boiska i dogrywa na piąty metr do Filipa Starzyńskiego, a ten przenosi piłkę wysoko nad poprzeczką bramki strzeżonej przez Macieja Krakowiaka. Po trybunach niesie się w tym momencie słowo, które wyrywa się kibicom po niemal każdej zmarnowanej okazji, a trener Jacek Zieliński z nerwów prawie wbiega na boisko.
Po meczu, wygranym 3:0, zarówno Starzyński, jak i Zieliński uśmiechają się na myśl o tej sytuacji. - Reaguję czasami nerwowo i spontanicznie, bo gram z tą drużyną z boku. Wydawało mi się, że Filip podszedł lekceważąco do tej piłki - mówi szkoleniowiec Ruchu. - Mogłem tylko dołożyć nogę, ale chciałem uderzyć mocniej i... przestrzeliłem - tłumaczy Starzyński.
21-letni pomocnik krytycznie patrzy na siebie i ocenia swój występ jako przeciętny. Zieliński ma trochę inne zdanie... - Mimo wszystko uważam, że "Figo" zagrał dobry mecz, a jego ocena byłaby jeszcze wyższa, gdyby wykorzystał jedną z sytuacji. A miał ich parę - kiwa palcem.
- Jeśli będę mógł grać regularnie, to forma będzie rosnąć - puszcza oko Filip Starzyński.
źródło: Niebiescy.pl