Leszek Ojrzyński (trener Korony):
- Przed meczem mieliśmy założenia, żeby tu zdobyć za wszelką cenę trzy punkty. Po spotkaniu musimy się cieszyć z remisu, drużyna Ruchu miała rzut karny, ale fantastycznie zachował się nasz bramkarz. Małkowski dostał od nas informację, w który róg może strzelać Zieńczuk. Sztab szkoleniowy jest od tego, żeby podpowiadać zawodnikom. Za mało mieliśmy atutów, ale ten punkt trzeba uszanować, bo jeszcze nie jedna drużyna będzie traciła punkty.
Plany pokrzyżowała nam trochę nieobecność Macieja Korzyma. On jeszcze o godz. 12:00 grał u nas w pierwszym składzie. Po rozruchu, który mieliśmy o godz. 11:00, wszystko było w porządku, ale później dostaliśmy sygnał, że jest z nim niedobrze. Wyglądał naprawdę bardzo blado, miał dreszcze i musieliśmy go zostawić w hotelu w łóżku. Oglądał ten mecz w telewizji.
Jacek Zieliński (trener Ruchu):
- Mieliśmy swoje plany i marzenia, Korona również. Początek był średni, stracona bramka i później takie trochę nieporadne próby gry. Wydawało się, że po bramce, którą daliśmy Koronie "do szatni", będzie lepiej. W drugiej połowie rzeczywiście tak było w niektórych momentach. Przede wszystkim ten karny, który powinien przeważyć losy meczu. Niestety nie udało się, ale ja Marka za to nie winię, bo nie takim zawodnikom zdarzało się nie wykorzystywać "jedenastek". Szkoda, bo nie ukrywam, że mamy duży niedosyt, ale trzeba grać dalej. Liga się dopiero zaczyna, a nikt nie mówił, że w Chorzowie będzie łatwo.
Marek Zieńczuk na ten moment najlepiej wykonuje rzuty karne na treningach. Nawet wczoraj je ćwiczyliśmy. Jeszcze raz powtórzę, że brak zwycięstwa w dzisiejszym meczu to nie jest problem Marka i rzutu karnego.
Niektóre zachowania piłkarzy były dzisiaj irracjonalne. Sam się dziwiłem z boku niektórym rozwiązaniom. Jednak gdy się przegrywa dwa mecze pucharowe, później trzy w lidze, rośnie presja, widzi się tabelę w niezbyt mocnych kolorach, to ja mogę zawodników zrozumieć. Bardziej bolała mnie jednak próba gry, który nie ćwiczyliśmy. Brakowało ryzyka, przełamania jakiegoś standardu. Była taka bojaźń, żeby nie stracić piłki, żeby nie zagrać niedokładnie. W takim meczu trzeba było zaryzykować. Jedno, drugie, trzecie podanie, które być może było przecięte przez Koronę, ale w taki sposób właśnie padła bramka. Mieliśmy trochę takich fajnych sytuacji w końcówce pierwszej połowy i tego mi brakło w drugiej.
źródło: Niebiescy.pl