- Waldek jest tu postacią kultową, transparent "Waldek King" o tym świadczy, na pewno zrobił wynik ponad stan, ale czy wyciągnął absolutne maksimum? Trudno powiedzieć. Ja twierdzę, że ten zespół cały czas może się rozwijać. Czy Tomek się przejechał? Nie poszło mu w trzech meczach ligowych, nastąpiła szybka zmiana, ale daleki jestem od twierdzenia, że w klubie jest kryzys. Raczej lekki marazm. Nie sądzę też, żeby Tomek odniósł jakąś wielką porażkę. Poza tym miał sporego pecha - mówi trener
Jacek Zieliński w rozmowie z Weszlo.com. Poniżej prezentujemy jej fragment.
Pep Guardiola powiedział kiedyś, że ogląda mecze swojej drużyny i przeciwników, aż dojdzie do momentu, kiedy powie sobie: "jest! Tego właśnie mi brakowało. Teraz wiem, jak podejść do meczu". Pan, oglądając ostatnie spotkania Ruchu, mógłby się chyba tylko załamać.
Jacek Zieliński: - Nie można oczekiwać, że Ruch od razu zacznie grać skutecznie i z miejsca nadrobi siedem straconych bramek. Ci chłopcy nie zapomnieli, jak się gra w piłkę, ale potrzebują czasu, który na naszą korzyść nie działa. Kontuzja Panki, czerwone kartki dla Sadloka i Djokicia na pewno nie pomagają. Ale to naprawdę charakterny zespół.
Z zawodnikami, którzy zarabiają mniej, pracuje się łatwiej?
- Nie zaglądam nikomu do portfela, ale...
Ale wie pan, na jakim poziomie są płace tutaj, a na jakim były w Polonii.
- Nie jest tak, że w Polonii źle się z nimi pracowało, bo zarabiali dużo. Absolutnie, z tym zespołem naprawdę fajnie się pracowało, tylko przy większych pieniądzach są większe zgrzyty, bo niektórzy nie mogą zrozumieć, że pomimo wysokich zarobków muszą czasem usiąść na ławce. Pensja nie gwarantuje miejsca w składzie. W Ruchu pieniędzy nikt tak nie rozbijał, płacono tyle, na ile klub mógł sobie pozwolić i to jest na pewno zdrowszy układ. No i nie ma presji, że zarabiasz bardzo dużo, grasz słabiej i za chwilę wylądujesz w Klubie Kokosa. Ale Śląsk to w ogóle specyficzny rejon. Tu do zarobków podchodzi się inaczej - pieniądz ogląda się z każdej strony, bo nie wypada on z kapelusza. Trzeba najpierw swoje wychodzić i wypracować. Mam stąd dobre wspomnienia, bo pracując w Wodzisławiu i Gliwicach trafiałem na fajnych ludzi i drużyny, które darły trawę.
Kiedy wszedł pan do szatni Ruchu po raz pierwszy, co pan ujrzał? Totalnie rozbity zespół?
- Duże zaskoczenie, bo sprawa była trzymana w ścisłej tajemnicy i zawodnicy dopiero po wejściu do szatni zobaczyli, kto został ich nowym trenerem. Nie dziwię im się, bo pracowali z Tomkiem Fornalikiem przez sześć lat, rano odbyli z nim trening i trudno od razu przejść nad zmianą szkoleniowca do porządku dziennego. Na pierwszym treningu widać było, że niektórzy zostawili głowy w szatni. Dlatego potrzebny jest czas. Dobrze się złożyło, że nie graliśmy ligi, bo mieliśmy okazję porozmawiać, zagrać mecz pokazowy, odbyć kilka treningów i wygląda to coraz lepiej.
Pracując jeszcze w Polonii powiedział pan, że drużynie potrzebny jest antybiotyk. Dziś Ruch potrzebuje chyba czegoś mocniejszego.
- Analizowałem wyniki badań wydolnościowych i szybkościowych, i kryzysu fizycznego nie ma. Problem być może tkwi w głowach, ale nie chcę się mądrzyć, bo jest na to za wcześnie. Może po zdobyciu wicemistrzostwa nastąpiło uspokojenie, że wygląda to dobrze i nie będzie gorzej. Ale ten zespół będzie grał lepiej w piłkę. To wciąż autorski zespół Waldka Fornalika i nie mam zamiaru przy nim grzebać na tyle, żeby całkiem zmienić tę filozofię pracy. Postaram się tego nie zepsuć, żeby Ruch wciąż był czołowym polskim zespołem, na który patrzy się z przyjemnością. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli chcemy w sobotę ograć Koronę, to trzeba zagrać z takim charakterem jak ona, ale i tak główną rolę powinny odegrać walory piłkarskie.
» Przeczytaj cały wywiad na Weszlo.com