- Cieszę się, że trafiłem do Ruchu Chorzów, czyli klubu z tradycjami. To było dla mnie wręcz zaskoczenie. Wszystko przebiegło bardzo szybko i mogę powiedzieć, że podjąłem decyzję z godziny na godzinę. Wspólnie ze sztabem szkoleniowym i zawodnikami zrobimy wszystko, żeby Ruch piął się w górę i grał taką piłkę, z której kibice będą zadowoleni. Zamiast słów liczą się dla mnie czyny na boisku, bo głównie z tego będę rozliczany - powiedział na rozpoczęcie swojej pracy przy ul. Cichej trener
Jacek Zieliński.
Nie potrzebował pan zbyt wiele czasu, by zdecydować się na pracę w Chorzowie.
Jacek Zieliński: - Ruch to firma i tradycja. To nie jest byle jaki klub. Jest tutaj zespół, który od dłuższego czasu prezentuje się bardzo dobrze. Cicha to miejsce, gdzie można się spełnić. Chciałbym coś dać drużynie i odcisnąć na niej jakieś piętno.
W przeszłości spotkał się pan już z sytuacją, gdy zespół po sukcesie nagle przestał grać na miarę oczekiwań. W 2010 roku zdobył pan mistrzostwo z Lechem Poznań, a później drużyna prezentowała się słabiej.
- Cała mądrość człowieka polega na tym, żeby czerpać z doświadczeń, zwłaszcza z tych, które - mówiąc brzydko - czasami dają człowiekowi po buzi. Chciałbym skorzystać z tego, co doświadczyłem w Poznaniu. Przypominam jednak, że po mistrzostwie Lech miał wspaniałą rundę w europejskich pucharach. To był taki Doktor Jekyll i Mr Hyde, czyli Lech pięknie grał w Europie, a w lidze szło różnie. Zdaję sobie sprawę, że po wicemistrzostwie oczekiwania wobec Ruchu zostały rozbudzone. Zawodnicy muszą ten ciężar udźwignąć, a my postaramy się im pomóc, żeby wyjść z tego powiedzmy... kryzysu. Choć po trzech meczach za wcześnie jest na słowo kryzys. Nazwijmy to małym marazmem. Teraz musi być coraz lepiej, żeby na Cichej zaczęto się wreszcie uśmiechać.
Dwa lata temu, po przygodzie z Ligą Europy Ruch miał gorszy sezon w lidze. Teraz również nie zaczęło się dobrze. Czy te dwa okresy czasu można jakoś łączyć?
- Ruch nie grał na tyle długo w europejskich pucharach, żeby mogło mu się to odbić czkawką w lidze. Myślę, że to było niezłe przetarcie przed nowym sezonem, choć wyszło oczywiście z różnym skutkiem. Piłka nożna to specyficzna gra i wiele rzeczy jest niepowtarzalnych. My mamy zamiar wprowadzić Ruch na właściwe tory, żeby ta "chorzowska lokomotywa" ruszyła z miejsca.
Ruch od dłuższego czasu korzysta z nauk doktora Wielkoszyńskiego. Będzie pan to kontynuował?
- Przez długi czas współpracowałem z doktorem Wielkoszyńskim. Zacząłem w Górniku Łęczna, później dwa lata w Piaście Gliwice. Wiele na tym skorzystałem i zawsze elementy tego treningu się u mnie pojawiały. Nie widzę żadnych problemów, żeby iść drogą, która przez lata dawała sukces. Nie będzie żadnej gwałtownej rewolucji. Tutaj jest bardziej potrzebna delikatna ewolucja i wszystko wróci do normy.
Po transferach przeprowadzonych w letnim okienku transferowym potencjał zespołu jest większy niż w ostatnim sezonie?
- Drużyna Ruchu została wzmocniona, co w ostatnich latach właściwie się nie zdarzało. Zespół opuścił właściwie tylko Rafał Grodzicki, a został wzmocniony przyjściem Maćka Sadloka, Panki, Sultesa, Kuświka, młodego bramkarza Kamińskiego i w ostatniej chwili Marcina Kikuta. Potencjał teoretycznie powinien być większy, ale zaznaczam, że to cały czas teoria. Postaramy się wyciągnąć z tego potencjału to, co ten zespół powinien grać.
Nie chcę oceniać początku sezonu, bo musimy spokojnie usiąść i porozmawiać. Jestem umówiony z całym sztabem oraz Tomkiem Fornalikiem, żeby wszystkie sprawy wyjaśnić. Po paru dniach będziemy mądrzejsi. Nie musimy się poznawać zbyt długo, bo ja ten zespół znam. My w tej lidze od lat jesteśmy. Wcześniej pracowałem już nawet z Maćkiem Sadlokiem, Marcinem Kikutem, Pavlem Sultesem i Marcinem Malinowskim. Zresztą Ruch dla mnie jako trenera zawsze był wdzięcznym rywalem, bo tutaj się często wygrywało (śmiech). Może to będzie nieładne z mojej strony, ale ja zawsze Cichą bardzo miło wspominam. Chciałbym w tej drugiej szatni przeżywać to samo.
Notował: Neo (Niebiescy.pl)