Po ostatnim meczu z Widzewem Maciej Sadlok był na ustach wszystkich kibiców, a to z powodu faulu, po którym został wyrzucony z boiska. Kilka dni po tym zdarzeniu "Sadloczek" opowiedział o swoich odczuciach w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej", Wojciechem Todurem.
- Z boku to rzeczywiście wygląda tak, jakbym stracił kontakt z rzeczywistością. Nie miałem szans, żeby zatrzymać rywala, a jednak poszedłem wślizgiem i go zahaczyłem. Dlaczego? Sam próbuję sobie to wytłumaczyć. Myślę, że to frustracja podlana sportową złością podsuwa takie złe rozwiązania. Gramy w osłabieniu, przegrywamy kolejny mecz - coś się we mnie zagotowało. Ważne, że nie zrobiłem rywalowi krzywdy. Faul był ewidentny, ale na szczęście nie uderzyłem korkami w piszczel czy ścięgno achillesa tylko wytrąciłem go z równowagi - mówi 23-letni piłkarz.
Po meczu z Widzewem będzie Pan pauzował prawdopodobnie w dwóch meczach. W międzyczasie ligowców czeka też przerwa na reprezentację. Oznacza to, że najwcześniej wróci Pan na boisko za miesiąc.
- Gdy zdałem sobie sprawę, że tyle to potrwa, to aż złapałem się za głowę. Długo, ale może taka przerwa dobrze mi zrobi. Będzie czas, żeby nad sobą popracować. Wzmocnić siłę, wytrzymałość. Tego nigdy za wiele.
Jak Pan sądzi, dlaczego Ruch na razie zawodzi?
- Dużo o tym w szatni rozmawiamy. Najprościej byłoby powiedzieć, że zawodzimy w obronie, a w ataku gramy nieskutecznie. Wiem, że kibice nie chcą już słuchać o braku szczęścia, ale nie da się ukryć, że z Widzewem - na początku spotkania - nam go zabrakło. W poprzednim sezonie, gdyby Arek Piech miał takie sytuacje, co w Łodzi, to strzeliłby dwa gole i byłoby po sprawie. Wtedy nie byłoby już drugiej - słabej połowy. Wszyscy wierzymy, że przyjdzie przełamanie i że stanie się to już w najbliższym meczu ze Śląskiem Wrocław. Gol, wygrana - to wszystko sprawi, że Ruch powoli wróci na właściwe tory.
» Przeczytaj cały wywiad z Maciejem Sadlokiem...