Waży się przyszłość Tomasza Podgórskiego. 33-letni pomocnik, który jest naturalnym kandydatem na jednego z liderów drużyny Ruchu budowanej z myślą o grze w trzeciej lidze, wczoraj między rannym a popołudniowym treningiem spotkał się z prezesem Janem Chrapkiem, by porozmawiać o warunkach nowego kontraktu. Ten dotychczasowy wygasł w niedzielę.
- Niebawem moje zaległości będą już wynosić cztery miesiące - mówi "Podgór". - Wiadomo, że część zawodników otrzymała pieniądze, a niektórzy pozostają bez kilku wypłat. Dostałem od prezesa zapewnienie, że wkrótce spłyną pieniądze z miasta i te zaległości będą uregulowane. To dla mnie ważna informacja. Do rozmowy o konkretach dotyczących kontraktu jeszcze nie doszło. Umówiliśmy się na piątek. Wszystko musi odbywać się za zgodą rady nadzorczej, to ona jest teraz ciałem decyzyjnym. Do poniedziałku, a najdalej wtorku moja przyszłość musi się wyjaśnić. W tym tygodniu trenuję już bez ważnej umowy. Nie powiem, że bardzo ryzykuję zdrowiem, ale w czasie zajęć możliwe są różne rzeczy, które powodują, że można zostać na lodzie - nie kryje doświadczony pomocnik, który w sobotnim sparingu ze Stalą Rzeszów nie wystąpi. Tak, by nie kusić losu.
Choć do rozpoczęcia sezonu pozostał prawie miesiąc, pobytu w Chorzowie nie sformalizował jeszcze ani jeden zawodnik. - Powiedziałem prezesowi Chrapkowi, że musi być wykrystalizowany jakikolwiek zalążek zespołu na czas obozu, który zaczynamy przecież już w poniedziałek. Im szybciej zostanie wyselekcjonowanych 18-20 ludzi do grania, tym lepiej. Na razie idzie to wszystko dość opornie, choć zawodników z dawnej kadry z niepewną przyszłością jest coraz mniej. Nie ma Wojtka Kędziory, Pawła Mandrysza i Piotrka Giela, zostałem ja i zawodnicy z ważnymi kontraktami. Jest ich 10, reszta to młodzież i testowani. Sztab ma ten komfort, że nie trenujemy małą grupą, a jest nas około 25, Teraz pozostaje kwestia oceny przydatności tych sprawdzanych chłopaków. Po sparingu będziemy wiedzieć więcej - przyznaje Tomasz Podgórski.
Nie jest tajemnicą, że część zawodników z ważnymi kontraktami najchętniej odeszłaby z Ruchu. - Powiedziałem w szatni, że jeśli ktoś ma dobrą propozycję, to niech próbuje się dogadać z klubem. To normalna sprawa. Przyjdzie jednak niebawem moment - już na obozie - kiedy po usłyszeniu stanowczego słowa "nie" ze strony działaczy trzeba będzie się wyłączyć. Wtedy już nie będzie marudzenia, niepotrzebne są nam zgniłe jabłka. Jeśli klub cię chce, to na najbliższe półrocze zostajesz. Większość chłopaków kontrakty podpisywała pół roku temu. Zapewniali wtedy, że są zadowoleni. I co teraz? Już niezadowoleni? To niepoważne - komentuje kapitan zespołu.
źródło: Sport