Niemal do ostatniej chwili nie było pewne, czy zespół Ruchu Chorzów uda się w sobotę na sparing z Hutnikiem Kraków. W czwartek i piątek drużyna nie wyszła na zajęcia, solidaryzując się z pracownikami, którzy z kolei w środę ogłosili strajk. Powód? Oczywisty - klub ma wobec nich duże zaległości.
- Największy pozytyw sparingu w Krakowie? To, że w ogóle tam pojechaliśmy i zagraliśmy. Pokazaliśmy, że mimo piętrzących się problemów staramy się robić swoje, ale nie jest to prosta sprawa. Dwa dni, podczas których nie trenowaliśmy, nie pomogły nam przygotować się do tego meczu - mówi Tomasz Foszmańczyk.
Z drużyny popłynął komunikat, że wróci do treningów, gdy strajk zakończą pracownicy. Trwa oczekiwanie na realizację postulatów przez włodarzy klubu. Ruch - którego bojkotują kibice - zaczyna sezon już za niespełna dwa tygodnie, domowym meczem z Zagłębiem II Lubin. Ciąży nad nim jeszcze spłata 400 tysięcy złotych z tytułu raty układu sądowego z wierzycielami oraz długi licencyjne. Jeśli nie zostaną uregulowane do końca lipca, komisja licencyjna zawiesi Niebieskim licencję.
Nic dziwnego, że drużyna nie jest pewna przyszłości; nawet tego, czy w ogóle przystąpi do III-ligowego sezonu. - Jeśli do końca lipca zostanie spłacone zadłużenie, "przyklepana" będzie nasza licencja i rozegramy pierwszy mecz, to będę pewny, że startujemy. Ten cel powinien nam wszystkim przyświecać. Trzeba się zjednoczyć, by Ruch nie był dostarczycielem punktów, a warunki w klubie pozwalały jak najgodniej reprezentować Chorzów w III lidze. Zamiast skupiać się na treningu, na razie głowy zaprząta nam co innego. Ja czy Tomek Podgórski staramy się wspólnie ze sztabem szkoleniowym jakoś to składać. Wiceprezes Waszczuk w naszej ocenie też bardzo się stara. Myślę, że robi wszystko, co tylko może, by Ruch stanął na nogi. Mam nadzieję, że inni też staną na wysokości zadania - podkreśla "Fosa".
źródło: Sport