Co z transferem Mariusza Stępińskiego do FC Nantes? Tego nie wie chyba nikt... Piłkarz i szefowie francuskiego klubu są bezsilni, wciąż czekają na dopełnienie formalności przez stronę chorzowską. Ale ta się ociąga.
Jak informuje PilkaNozna.pl, cierpliwość właściciela Nantes, Waldemara Kity, jest już na skraju wyczerpania. - To, jak zachowuje się Ruch Chorzów, jest niebywałym skandalem. To wstyd i elementarny brak wychowania - powiedział Kita w rozmowie z portalem.
Prezes nie odpowiada
Przypomnijmy, że Stępiński w ostatni czwartek udał się nad Loarę, by przejść testy medyczne i podpisać kontrakt. Ponoć porozumiały się oba kluby, piłkarz i jego menadżer. Na sobotę zaplanowano oficjalną konferencję prasową i prezentację "Stępla". Do tego jednak nie doszło.
Dlaczego? Oddajmy głos Kicie: - Wszystkie szczegóły transferu Stępińskiego są już uzgodnione, od kilku dni czekamy na podpisanie umowy przez przedstawicieli chorzowskiego klubu. Dwa dni temu dostałem informację od pana Janusza Patermana, że musi przetłumaczyć umowę z języka angielskiego na polski. Do dzisiaj tego nie zrobili. Powiem więcej - prezes nie odpowiada, wyłączył telefon, nie ma z nim kontaktu. To jest po prostu skandal!
Na całym zamieszaniu najwięcej traci Stępiński. Kilka dni temu otrzymał od klubu zgodę na treningi w Nantes, ale i tak nie może się ich podjąć. Istnieje przecież ryzyko, że nabawi się urazu, a wtedy transfer na pewno nie dojdzie do skutku... - Jeszcze zanim wyjechałem do Francji, pan Paterman zabrał mnie do swojej restauracji. Mówił, że absolutnie nie będzie blokował mojego odejścia z klubu i hamował mojego rozwoju. Od tamtego spotkania rozmawiałem z nim raz, telefonicznie. I od tej rozmowy nie odbiera ode mnie telefonu - twierdzi "Stępel". Dalej nie kryje rozczarowania: - To po co wysyłali mnie na testy, jeśli nie wszystko było dopięte na ostatni guzik? Myślałem, że zawodnika wysyła się na badania dopiero w momencie, gdy kluby są już dogadane... To chyba pierwszy taki przypadek na świecie, że negocjacje w sprawie transferu zawodnika toczą się najpierw między klubami, a później też między członkami zarządu już w samym klubie sprzedającym piłkarza.
Dokumenty czekają
Wiele wskazuje na to, że powodu zamieszana należy szukać w gabinetach przy Cichej. Zdaniem "PN" zarówno według Stępińskiego, jak i Kity do porozumienia wciąż nie potrafią dojść osoby zarządzające chorzowskim klubem. - Oni po prostu nie potrafią się w klubie dogadać między sobą w zarządzie. Sprawę transferu pilotuje pan Aleksander Kurczyk, ale pan Paterman zapadł się pod ziemię - relacjonuje Kita. - Pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją. Gdybym wiedział, że tak to będzie wyglądało, pewnie bym się nie zdecydował - dodaje wzburzony. - Jedyne, czego brakuje do zamknięcia sprawy, to podpis pana Patermana - twierdzi z kolei Marcin Kubacki, menadżer napastnika.
Nieco inaczej sprawę widzi sam Janusz Paterman. - Pan Kita nie zna polskich realiów i wszystkich formalności, jakie muszą zostać dopełnione. Trzeba mieć choćby zgodę rady nadzorczej. Przetłumaczona umowa dotarła do nas dzisiaj, teraz musi na nią spojrzeć prawnik. Jesteśmy dogadani, nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby ten transfer doszedł w końcu do skutku - mówi prezes Ruchu.
Dokładnego terminu wskazać jednak nie potrafi. Zdaniem Kubackiego dokumenty ostatecznie miały zostać odesłane w środowe popołudnie, lecz tak się nie stało. - Jest jeszcze trochę czasu do zamknięcia okienka. Zdążymy - odbija piłeczkę Paterman.
"Stępel" gnije w hotelu
Najdotkliwiej z powodu transferowego zawirowania cierpi Mariusz Stępiński. Do Francji poleciał przed tygodniem, przez co opuścił ligowy mecz z Ruchu z Cracovią. Spotkanie Nantes z Monaco obserwował z trybun, a potem musiał opuścić kilka jednostek treningowych. - Od kilku dni trenuję indywidualnie, w Nantes nie chcą, żebym pracował z resztą drużyny, bo boją się, że doznam kontuzji i jeszcze bardziej skomplikuje to kwestie transferu - opowiada "Stępel".
Zawodnik całej sytuacji ma już dosyć. - Po treningu idę do hotelu i gniję w nim do kolejnego dnia. Wczoraj byłem oglądać potencjalne mieszkanie, w którym mógłbym zamieszkać po dopięciu transferu, ale kto wie, jak to się wszystko skończy. Wyobrażam sobie sytuację, że będę musiał wrócić do Chorzowa, bo wszystko się wywróci. Sytuacja jest chora - kończy Stępiński.
źródło: PilkaNozna.pl / Niebiescy.pl