Jeśli przerwać czyjąś passę, to z przytupem! Śląsk nie przegrał na swoim obiekcie od ośmiu spotkań. Ale przy natarciu Niebieskich twierdza padła. Bohaterem Ruchu był autor dwóch goli, Piotr Ćwielong.
Kibice Śląska przed spotkaniem mieli prawo wierzyć w prawo serii. Ich zespół na swoim boisku był niepokonany od marca, w ostatnich jedenastu domowych spotkaniach uległ zaledwie raz. Dodatkowo, trener Mariusz Rumak jeszcze nigdy nie przegrał meczu z Ruchem - zarówno jako szkoleniowiec Śląska, jak i uprzednio Lecha Poznań (a takich meczów było 6).
Fani Ruchu? Nadzieje mogli pokładać w Eduardsie Visnakovsie. Napastnik powrócił do Chorzowa dwa tygodnie temu. Jego występ jeszcze w poniedziałek rano stał pod znakiem zapytania - w klubie oczekiwano na certyfikat z Belgii, uprawniający do gry. "Wiśnię" udało się zgłosić do rozgrywek kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem!
Łotysz od pierwszych minut pokazywał, że jest głodny gry. Mocno przepychał się z rywalami, odgrywał do kolegów, próbował strzelać. Jego próby nie były jednak skuteczne, często sprytniejsi okazywali się obrońcy. Bardzo dobre wrażenie od początku sprawiał także Piotr Ćwielong.
Pomocnik Ruchu stadion we Wrocławiu zna doskonale - ze Śląskie zdobył mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski. Widać, chciał się przypomnieć miejscowym kibicom - był bardzo aktywny, wiele przewidywał, szukał kolegów dokładnym podaniami. Udanie wracał się też do defensywy. Pieczęć pod swoim dobrym występem postawił w 38. minucie, gdy w uliczkę wypuścił go Patryk Lipski. "Pepe" ładnym, mięciutkim lobem doprowadził Mariusza Pawełka do rozpaczy.
Po przerwie Ćwielong kontynuował swoje przedstawienie. W 52. minucie popisał się płaskim, mierzonym strzałem tuż przy słupku po tym, jak defensorzy Śląska zbyt krótko wybili piłkę po rzucie rożnym. Niedługo potem mógł postawić "kropkę nad i", ale z bliska uderzył nad poprzeczką.
Pół godziny przed końcem trener Mariusz Rumak, wobec niekorzystnego wyniku, desygnował na plac gry dwóch graczy, debiutujących w barwach wrocławskiego zespołu - Mario Engelsa i Sito Rierę. Decyzja okazała się trafiona, bo obaj wprowadzili sporo ożywienia. To Riera w 75. minucie przeprowadził odważną szarżę, wpadł w pole karne i padł przy interwencji Lecha. Sędzia wskazał na wapno, choć decyzja była mocno kontrowersyjna.
Jedenastkę na bramkę kontaktową zamienił Ryota Morioka. Japończyk stwarzał największe zagrożenie, często uderzał z dystansu. To on na początku meczu mógł wyprowadzić Śląsk na prowadzenie, po fatalnej pomyłce Rafała Grodzickiego. Przegrał jednak pojedynek sam na sam z Lechem.
Ostatni kwadrans Ruch głównie się bronił, ale robił to bardzo umiejętnie. Świetnie do drużyny wprowadził się Marcin Kowalczyk, tego dnia zdecydowanie najjaśniejsza postać chorzowskiej defensywy. - Uważam, że wygraliśmy zasłużenie - skwitował spotkanie Kowalczyk. I miał absolutną rację.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE!
Śląsk Wrocław 1:2 Ruch Chorzów
Bramka: Morioka 75' (k) - Ćwielong 38', 52'
Kartka: Alvarinho, Dvali - Grodzicki, Urbańczyk.
Składy:
Śląsk: Pawełek - Pawelec, Celeban, Kokoszka, Dvali - Alvrinho (69' Roman), Stjepanović, Goncalves, Morioka, Madej (62' Engels) - Biliński (62' Riera).
Rezerwowi: Kamenar, Zieliński, Grajciar, Roman, Mervo.
Trener: Mariusz Rumak
Kapitan: Piotr Celeban
Ruch: Lech - Konczkowski, Grodzicki, Kowalczyk, Koj - Mazek (90' Przybecki), Surma, Urbańczyk, Lipski, Ćwielong - Visnakovs (83' Arak).
Rezerwowi: Skaba, Cichocki, Hanzel, Nowak, Niezgoda.
Trener: Waldemar Fornalik
Kapitan: Rafał Grodzicki
Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce)
Widzów: 8384 (w tym 710 Ruchu)
|
źródło: Niebiescy.pl