Mimo kilku dobrych okazji piłkarze Ruchu Chorzów na inaugurację rozgrywek w rundzie finałowej T-Mobile Ekstraklasy tylko zremisowali z Lechią Gdańsk. Mecz, mimo że bez historii, miał swojego cichego bohatera, którym niewątpliwie był Michał Buchalik. Niebiescy zremisowali też trzeci mecz z gdańszczanami w tym sezonie...
Jan Kocian zmuszony do zmian, szczególnie na prawej i lewej obronie postanowił wykorzystać doświadczonych zawodników. Szczególnie Maciej Sadlok i jego powórt do podstawowego składu był w Chorzowie tematem wielu rozmów. W końcu kibice i sam "Sadloczek" doczekali się owego momentu. Na prawej stronie miał zagrać Marek Szyndrowski. Z kolei podopieczni Ricardo Moniza zagrać mieli bez Sebastiana Madery, a do ofensywnych linii wrócił Zaur Sadaev, który odcierpiał zawieszenie za czerwoną kartkę.
Goście od pierwszych minut chcieli zaskoczyć Ruch. Wysoko ustawieni gdańszczanie raz po raz atakowali, tak więc przez pięć minut chorzowianie mieli niewiele do powiedzenia. Dopiero w 6 minucie dwa wyrzuty z autu Macieja Sadloka dały Niebieskim dobrą sytuację. Jednak po długim wyrzucie Marek Zieńczuk nieznacznie się pomylił, strzelając tuż obok długiego słupka. Przebudzenie Ruchu pozwoliło swobodniej poruszać się gospodarzom po boisku, czego owocem był chociażby strzał z dystansu Starzyńskiego, który z trudem sparował Bąk. W 19 minucie jednak sytuacja się odwróciła i Maciej Makuszewski nieupilnowany przez "Sadloczka" znalazł się sam na sam. Trafił jednak w Buchalika, który niewątpliwie uratował swój zespół przed utratą bramki.
Dwudziesta minuta mogła być momentem przełomowym. Mogła, jednak po dobrej akcji i dokładnym przerzucie Filipa Starzyńskiego, Zieńczuk znów znalałz się w doskonałej sytuacji tym razem nabił jednak poprzeczkę. Wydarzenia boiskowe, mimo że emocjonujące, to nie dostarczyły jednak tylu kontrowersji, co decyzje arbitra. Tomasz Radkiewicz raz po raz narażał się kibicom Ruchu albo nie widząc ewidentnych błędów "Lechistów", albo dopatrując się przewinień w wielu zagraniach Niebieskich. Szczególnie było to widoczne w końcówce pierwszej połowy, kiedy to na wysokości pola karnego, arbiter gwizdał faule widmo. Choć był to bardziej mecz walki niż pięknej gry, to arbiter nie dostosował siędo poziomu widowiska.
Mimo dodatkowego problemu z sędzią, piłkarze chorzowskiego Ruchu próbowali kontrować rywali. Ci zaś z czasem zaczynali nabierać rozpędu, coraz śmielej podchodząc pod pole karne Michała Buchalika. W 40 minucie Stojan Vranjes dobrze uderzył z dystansu, jednak golkiper z Chorzowa pewnie złapał futbolówkę. Chwilę wcześniej "Sadloczek" w ostatnim momencie zdjął piłkę z nogi przygotowanego na zdobycie bramki Makuszewskiego. Sam koniec pierwszej części miał rozstrzygnąć wspomniany już wcześniej rzut wolny. Jednak dośrodkowanie jednego z piłkarzy Lechii minęło wszystkich czekających na nie w polu karnym, dlatego Radkiewicz mógł spokojnie zakończyć zmagania.
Drugą połowę chorzowianie rozpoczęli mniej bojaźliwie, dzięki czemu "Biało-Zieloni" musieli się przestawić na grę z kontry. Jednak i w tej roli poczuli się dobrze, bo już dwie minuty po wznowieniu gry Patryk Tuszyński dostał dobrąpiłkę w polu karnym i gdyby nie to, że jego strzał odbił się od jednego z defensorów Niebieskich, to piłka mogła znaleźć się w siatce. Tuszyński i jego zespół musieli zadowolić się rogiem. W 53 minucie za dobre zagrania chciał odwdzięczyć się Zieńczuk, ale po jego centrze Kuświk strzelił wysoko ponad poprzeczką bramki Mateusza Bąka. W 60 minucie kontrowersyjna decyzja liniowego, który puścił grę w momencie, gdy między innymi Makuszewski był na spalonym mogła otworzyć wynik spotkania. Gdańszczanie źle rozegrali jednak akcję, co z wielką i ulgą przyjęła zaskoczona obrona Ruchu. Bardzo dobrą interwencją popisał się za to Buchalik - przewidział zachowanie rywala i uniemożliwił mu oddanie strzału.
Choć do końca meczu pozostawały jeszcze dwa kwadranse, to wśród Niebieskich było widać nerwowość, przez którą większość akcji została spalona na panewce. Goście za to ograniczyli się do sporadycznego podchodzenia pod pole karne, ale również wysoko ustawili szyki obronne, przez co gra przeniosła się do środka. Jednak to gdańszczanie byli bardziej konkretni w tym, co chcieli osiągnąć. Strzał Tuszyńskiego był jednak bardzo niecelny. W 71 minucie w polu karnym przewracany był Grzegorz Kuświk, jednak Paweł Raczkowski uznał, że była to walka obu zawodników, z której żaden nie odniósł większej straty czy korzyści. Jednak gdańszczanie powstrzymali dzięki temu szarżę napastnika Ruchu. Jak ważnym elementem jest asekuracja pokazał 60 sekund później Marcin Malinowski, który wybiciem uratował skórę Marka Szyndrowskiego.
Bezradni Niebiescy nie potrafili przebić się przed dobrze ustawione linie defensywne podopiecznych Moniza. Dlatego też w 75 minucie Kuświk zdecydował się na strzał. Kąśliwa piłka przefrunęła jednak w nieznacznej odległości od bramki. Najlepszy snajper chorzowian miał czego żałować. Najgroźniejszą okazję końcówki spotkania stworzyła sobie Lechia - w 88 minucie na bramkę Buchalika pognał Przemysław Frankowski, który w pojedynku biegowym najpierw wywiódł w pole Malinowskiego, a później na raty pórbował pokonać bramkarza. Golkiper Niebieskich wygrał jednak pojedynek w parterze, czym uratował remis. - Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym meczu - skwitował później Buchalik. Po dwóch minutach doliczonych, arbiter zakończył spotkanie w którym okazji było wiele, a skuteczności mniej niż kot napłakał. Tym samym był to czwarty remis obu ekip z rzędu. Teraz przed chorzowianami kolejne trudne zadanie - wygrać 101. Wielkie Derby Śląska. Tam w grę wchodzi tylko zwycięstwo.
Zapraszamy do przeczytania naszej
relacji LIVE
Ruch Chorzów 0:0 Lechia Gdańsk
Żółte kartki: Szyndrowski - Stolarski
Składy:
Ruch: Buchalik - Szyndrowski, Malinowski, Stawarczyk, Sadlok - Kowalski (78' Smektała), Surma, Babiarz, Starzyński, Zieńczuk - Kuświk (77' Jankowski).
Rezerwowi: Kamiński, Gigołajew, Janik, Mrowiec.
Trener: Jan Kocian
Kapitan: Marcin Malinowski
Lechia: Mateusz Bąk - Pietrowski, Janicki, Krzysztof Bąk, Leković - Makuszewski, Kostrzewa (46' Stolarski), Vranjes, Sadaev, Grzelczak - Tuszyński (85' Frankowski).
Rezerwowi: Rosa, Dawidowicz, Nishi, Buzała, Wiśniewski.
Trener: Ricardo Moniz
Kapitan: Mateusz Bąk
Sędzia: Tomasz Radkiewicz (Łódź)
Widzów: 6500
źródło: Niebiescy.pl